Pięćdziesiąt maluchów. Niezły efekt jak na początek. A że padły ?
Taka jest hodowla w domowych warunkach. Sporo narybku i mały zbiornik gdzie zagłada w każdej chwili gotowa. Będę okrutny ale to nienajgorzej że je diabli wzięli.
Znam to zbyt dobrze i takie "tragedie" powodują pózniej że dmucha się na zimne nastepny raz i odnosi w końcu sukces. Często jak się sprzeda gdzieś do sklepu te pilnowane, pielęgnowane i chuchane rybki za mierną jednak cenę to człek się zastanawia po kiego licha się tak męczył.
Ano, dla własnej satysfakcji bardziej niż realnego zysku.
Przykładowo przekonałem się że takie męczenie się z neonkami które jednak tanie są ale...
Mają jedną wielką zaletę. Stereotypowo jest wiadome że to trudna rybka i jak pojawiasz się w nieznanym sklepie i oferujesz neonka innesa po czym je przynosisz to automatycznie stajesz się "fachowcem" i praktycznie możesz sprzedać wtedy wszystko.
(Pomijam oczywiście regiony gdzie odpowiednia woda leci wprost z kranu)
PGR ty masz pecha ? A ujrzenie ponad setki martwych ponad miesięcznych zagrzebek które 3 miesiące jako ikre człek trzymał i doglądał w torfie a padły bo tak im smakowało serce indycze że się "zapchały". A 70 neonów czerwonych już dość sporych "załatwionych" zbyt grubym granulatem pstrągowym. A wreszcie spokojnie sześćset kiryśniczków gdzie woda zmętniała od pierwotniaka i najzwyczajniej je zadusiła. Przykłady mogę mnożyć i liczby porażek są wprost proporcjonalne do sukcesów.
Mam lekkie skrzywienie w tym kierunku że jestem gotów pomóc na ile potrafię tym którzy borykają się z mnożeniem i wychowaniem narybku bo i do dzisiaj zwierzaki ustawiają mnie do pionu jak się zbyt wszechwiedzący poczuję.
Dopóki ostatni samiec i samica pływają w akwarium ciąży na tobie obowiązek zwiększenia populacj skoro zagrożony jest jej stan w naturze.
To tak trochę żartem nieco.